Wyjazd i wysiedlenie Niemców

Fragmenty do słuchania

Leonarda Bołądź

Michał Klemens

Tadeusz Brzeziński

Walentyna Suryn

Walentyna Suryn

Walentyna Suryn

Zdzisław Szostek

Regina Tołkacz

Irena Wiśniewska

Bogusław Szumowski

Wiktoria Wysopal

Anna Marcinkowska

Fragmenty do czytania

Helena Bartnicka

Oni wszyscy uciekli, oni musieli wszyscy uciekać. Gdzieniegdzie jakieś babcie stare były dwie, zostały, to po pół roku musiały też opuścić te ziemie. Wszyscy na wozy, bo samochodów wtedy nie było, na pociągi, i wszyscy jechali pod Berlin. Wszyscy musieli uciekać. Bo jakby ten Rusek wszedł wtedy, to ja nie wiem, co by to było, powystrzelałby tych Niemców. Uciekali wszyscy, każdy dom był opuszczony. Potem były rabuśniki, co rabowali po tych domach, bo tacy się też zawsze znajdą. Nieraz, jak Niemcy mieli tych talerzy, tego wszystkiego, to zakopywali to w ziemię, myśleli, że wrócą. Nieraz jeszcze kto odkopał i znalazł. Chowali Niemcy, bo zabrać ile można było ze sobą? Uciekali, wszyscy uciekali, strach był wielki. Tyle narodu, tyle tysięcy, co ich tu było, to wszystko się musiało tam gdzieś zmieścić. Oni mieli taki strach, że wszystko, co było żywe, to uciekło. Wszystko było opuszczone. Po pół roku jeszcze pojechałam zobaczyć to gospodarstwo w Wizanach, w którym pracowałam, z teściem my pojechali tam. Tam były psy, i te psy mnie poznały. Ja nie wiem, czym one się żywiły? I do roweru do mnie przyskoczyły. Ja mówię: – Gdzie my tego psa weźmiemy?. Ale tam już ktoś z Polaków był osadzony gdzieś na wsi, kogoś my znaleźli, i do chlewa mu tego psa zamknęli. Bo jak miałam psa zabrać? Jeszcze mnie poznał ten pies… Czym one żyły te pół roku, to nie wiem, od tego stycznia do wiosny. Niemcy i psy, i wszystkie meble zostawili, Ruskie strzelali do tego wszystkiego. A oni wszystko zostawili.

Florian Klijewski

Gdy Niemcy wyjeżdżali, różnie to wyglądało. Ludzie jak pająki czepiali się tych wagonów. Żeby w bydlęcych wagonach wyjeżdżali – nie widziałem. Nie wiem jak ci, co uciekali, bo jak my przyjechali, to była tylko garstka tych Niemców. Może tacy, co nie zrobili krzywdy nikomu. Tu w czasie okupacji ci najbliżsi Polacy, co mieszkali w Drawsku, może trochę dalej za Drawskiem, pracowali w lokomotywowni, czyli na węźle w Krzyżu pracowali za Niemca. Może któryś się tam sprzeciwił, może któryś tam Polaka zabił czy wywiózł do Oświęcimia, może tacy uciekali Niemcy. Ale ci, co zostali, parę ich tam było przy naprawie lokomotyw, żeby oni w bydlęcych wagonach wyjechali, tego nie wiedziałem. Choć oni już chyba wyjeżdżali, jak ja poszedłem do wojska, w 1948 roku. To się im udawało. Może i w towarowych wagonach, bo tych wagonów nie było tyle, co teraz. Na pewno w sypialnych wagonach ich nie wywozili…

Helena Kapuścińska

Tutaj byli jeszcze Niemcy, dopiero potem powyjeżdżali. Pamiętam, że na peronie czekali na pociąg i jechali. Ale to był już tak lipiec, sierpień, już to było po wojnie, jak wyjeżdżali. Dostali zawiadomienie, że mają prawo wyjechać… Musieli tam jakieś dokumenty złożyć, że mają prawo wyjechać. Wyjeżdżali tam do Niemiec Zachodnich, tam, w te strony. Niemcy tu byli, było ich dużo. Niektórzy zdążyli uciec, a niektórzy, kto nie uciekł, starzy, to byli, ale im pozwolili potem, jak chcą, wyjechać. Ich los też nie był wesoły, a skąd! Oni to przeżywali tak, jak my przezywaliśmy ich najazd. Tak i oni przezywali ten rosyjski.

Irena Wiśniewska

Jedna Niemka została u nas, ale ona wyszła za Polaka, i już była jako Polka, przeszła na polskie obywatelstwo. Jej ojciec był młynarzem, tam rzeka przechodzi, do szosy jak się dojeżdża do Kuźnicy, to tam był taki młyn wodny. I to była ta właścicielka tej posiadłości, i mieli Polaka-parobka, tu on od Szamotuł pochodził. I oni się, ci młodzi, zakochali w sobie, i jak tych rodziców wywozili, to on ją wykradł z pociągu. No ona wiedziała o tym, udogodniła mu tę ucieczkę, ale ślub po polsku dawał im ksiądz, bo on miał brata księdza w Szamotułach. To była bardzo fajna kobieta, taka nieduża, ale była bardzo dobra kobieta, taka litościwa. Ci Niemcy, którzy wyjeżdżali, oni mieli nadzieję, że oni wrócą, to oni wszystkie rzeczy takie lepsze swoje tam do nich wozili. Oni mieli takie piętrowe mieszkanie, tam córka teraz mieszka, to tam na górze to nie było nogi można było postawić.

Irena Wiśniewska

Wywóz Niemców – to już Polacy robili. Chcieli się ich pozbyć, polskie rodziny pozajmowali domy, gospodarki, więc oni byli już niepotrzebni. Wiem, że jeden jeszcze sezon w czerwcu to siano kosili, tam takie łąki były pod Huta, tam kilkadziesiąt hektarów tych łąk, to miały Lasy Państwowe. To tam siano dla zwierzyny leśnej kosili. I ci Niemcy tam kosili, grabili, suszyli, i w stogi układali to siano. Ale to mężczyźni, te starsze oosby. Tatuś mój tam chodził i był tam razem z nimi, to myśmy tatusiowi obiad nieraz nosili, i tatuś, jak było gorąco, to zawsze mówił, że mają się położyć pod stóg. To oni mówili, jeden umiał tak po polsku trochę, że „my się boimy, bo jak nadjedzie nadleśniczy, to co powie?”. Tatuś mówi, że „nie nadjedzie, nie bój się, kładź się w cieniu i leż. Gdzie takie słońce, mówi, a ty będziesz siano grabił?” To pamiętam.

Wiktoria Wysopal

Gdzieś tak z rok byli te Niemcy z nami. A bardzo dobrzy ludzie, bardzo dobrzy. Jak wyjeżdżali, przyjechał syn, a wyjeżdżali, to tak się żegnali, płakali z nami, bo się tak przyzwyczaili. My pomagały tym Niemcom, czy w ogrodzie, czy gdzie indziej. Pokopali mężczyźni ogród, Niemka posiała, i myślała, że będzie to zbierać, a później ich zabrali, to zostało nam. My z nimi dobrze żyli. To katolicy byli, tak bardzo ostrożnie z nami żyli. Płakali tak, jak odjeżdżali, tak się żegnali z nami, mówili, że myśleli, że Polacy bardzo źli, a tu my ich tak szanujemy. My im pomagali, tym starszym. Czy w ogrodzie, to plewili, to kopali. Ale długo nie byli, posiali, bo to była wiosna, ale później zbierać – to już my zbierali, bo ich zabrali na ten transport, wywieźli do Niemiec. A później jeszcze z Niemiec pisali listy. Chyba już ich dawno nie ma, tych starych. A młodzi – to już też się odzwyczaili od nas.

Leon Lala

Oni też wcześniej uciekali, ci Niemcy z mojego gospodarstwa. Bo ten jej mąż pisał jej – on był w Polsce, gdzieś w dużym mieście, i zginął tu w Polsce prawdopodobnie – i pisał list do żony, że „Jak będziecie uciekać, to tylko nie bierzcie takich drogich rzeczy”, żeby nic tak nie brali, żeby nie wyglądało, że tacy bogaci są. Bo jak Ruski by ich złapali, to by popatrzył i powiedział: – O, to burżuje, rozstrzelać. Ona mówi, że pisał, żeby wszystko zakopać, i oni gdzieś to zakopali. Ale ja tam do końca nie byłem, bo ja już parę dni przedtem uciekłem z tej służby. Brat mówił: –  Uciekaj! Bo brata, który był tam obok na gospodarce, to chcieli zabrać ci Niemcy, żeby on tymi końmi z nimi pojechał. Ale on też uciekł. On jeszcze im zakopywał, tym Niemcom, to wszystko.

Karolina Koźlarek

Byli Niemcy jeszcze. Tam w tamtym domu, i u sąsiada byli. A jeszcze może gdzieś, ale to ja nie wiem, bo nie latała po całej wiosce. A później pozabierali ich, powyjeżdżali. To normalne były ludzie, cywilne. Ale kto się dogadał z nimi? Oni długo nie byli, zaraz ich zabrali. I jak ich zabrali, tak jak tego od sąsiada, to wszystko zostawili, tyle, co on miał plecak na plecach.

Tadeusz Brzeziński

Autochtoni zostali, jakieś takie rodziny autochtoniczne, które tam ewentualnie mieli pochodzenie trochę polskie, trochę niemieckie. Tu taka rodzina Sagertów była – to oni w Brzegach i tam daleko za wodociągami mieszkali. To ja znam tą rodzinę. Ale w tej chwili oni już wyjechali. Co jeszcze? Na przykład, było też takie dziwne zarządzenie: jeżeli ktoś miał z Polaków nazwiska zniemczone, to musiał je zmieniać, bo było to niemile widziane. Być może nie było przymusu. Ja na przykład znam taką rodzinę, która tez przyjechała ze Wschodu, oni się nazywali Kohlmann. Typowo niemieckie nazwisko. Zmienili na Kotliccy. Tu w Krzyżu mieszkali. Albo był Wandel, maszynista kolejowy, to zmienił nazwisko na Kornaszewski. Nie pamiętam, czy było zarządzenie, czy było to niemile widziane, ale coś takiego się działo. Jaka perfidia – nawet metrykę masz zmienić! Straszny system, komuna, i nazizm, i komunizm – straszna rzecz. Zmieniaj nazwisko! Niby dlaczego? Czy ty jesteś Kohlmann, czy ty jesteś Kotlicki, jesteś osobowość jakaś, ważne jest twoje wnętrze, twoje ja, a nie nazwisko. A wtedy nazwiska musieli się pozbywać. Nie analizowałem tego, jakie tego były konsekwencje, ale chyba musiało coś być, albo ci czegoś nie dano, albo ci coś będziemy utrudniać, bo z tym nazwiskiem ty nie możesz być.

Zofia Zurman

Tu kiedyś byli u mnie Niemcy. Ja żem miała kontakt z tymi Niemcami, byłam też u nich w Niemczech, to mówili, że właściciel był kolejarz, wybudował się krótko przed wojną, i zrobiła się wojna, i zostawił cały nowy dom. Pamiętam, że jak ta Niemka, co tu mieszkała, przyjechała tu, i wzięli tu sobie takie jakiegoś kolejarza, żeby im tłumaczył, to moja mama jak zaczęła mówić po niemiecku, to ten kolejarz musiał się schować, bo przecież mama żadnej szkoły nie miała polskiej, tylko niemiecką, i się dobrze uczyła. A potem ja byłam u nich kilka razy. Przyjęła nas, nie powiem, spała żem tam u niej, bardzo była przyjemna. Ona mówi, że po tym, jak oni wyjechali, to ona nie ma żalu. Oni mówili, że oni wyjechali, bo nie chcieli tu być, bo i tak by ich wywieźli.

Stanisław Kita

Przychodziło ruskie NKWD, kazali pakować się w torby, na stację do pociągu, a Polakowi przekazywali budynek. Z okna widziałem transporty Niemców. To było grupowo w towarowych wagonach, zamknięte z zewnątrz. W razie oporu kula w łeb i nie ma. Zresztą Niemcy wiedzieli, co na wschodzie zrobili, tak, że udawali potulnych baranków.

Alfons Wyrwa

Niemcy dostali rozkaz opuszczać te tereny. Ja to wiem, bo nas wszystkich zwołali, i myśmy stali między tym tłumem. A Polacy, którzy chcą, mogą iść też uciekać, ale nieobowiązkowo. A oni obowiązkowo musieli się wyprowadzać. Oni wszystkie domy pozamykali i poszli. Nikt nie został, wszyscy pouciekali, nie było nikogo. Tutaj niektórzy przyjechali w odwiedziny, ale naszych nie ma. Tutaj, gdzie Drogomireccy mieli dom, to kiedyś przyjechała jedna kobieta. A w 1945 roku to był chłopiec taki niemiecki 16-letni, nie wiem, skąd on się tutaj znalazł, w każdym razie on tutaj był. Ale później – ja nie wiem, w którym to było roku, czy to było rok po wojnie? Obowiązkowo musieli się wszyscy wyprowadzić. I były podstawione pociągi specjalne, i wszystkich naładowali, i wszystkich wywieźli, tych, co zostali jeszcze. A tak, to oni tutaj pracowali, przy porządkowaniu ulic, tam gdzieś takie dla tych Niemców były roboty, bo to rozmówić się nie mogli z nimi wszyscy. Robili, niektórzy, jak fachowcy tacy byli, to pracowali tam gdzieś w młynie załóżmy, czy w tartaku, tartaki były czynne, to wszystko zostało, tartaki zostały.

Danuta Kosińska

Była jedna Niemka, mieszkała na polu, taki budynek był biały, i ta Niemka dowiedziała się, że Polacy tu jacyś są, a oni mają wyjechać. Przyszła ta Niemka, a ona miała córkę, i miała ta córka ślub brać. I ona zobaczyła moją siostrę, i mówi: – Już ona ślub nie weźmie, ta moja córka. I mówi, żeby moja siostra zabrała te sukienki ślubne wszystkie. A siostra mówi, że jeszcze za mąż nie wychodzi, no nie wie, co zrobić. A Niemka mówi: – Ja wam ten dom zostawię, tu macie jakiś tam zakopany wóz gumowy, tam coś, maszynę. Wszystko, tam zakopane było. Naczynia były, a oni mieli piękne naczynia! Nawet tu dużo ludzi z Drawska przychodziło, kupowało, nawet moja mam też sprzedała, bo od nich wzięła, mówi: – A  po co ja mam czyjeś mieć, ja sobie kupię! To posprzedawała wszystko, bo mówi, że trzeba krowy jakieś kupić, jakiegoś konia, żeby tą ziemię obrabiać.

Marian Kosiński

Nikt z nas ich nie wypędzał, ale oni sami wiedzieli, że muszą wyjechać  stąd, i wyjechali. A Steinbach tam teraz inaczej to wszystko przedstawia, że Polacy ich wypędzili. Może być, że na pewno niektórzy rolnicy na chama wypędzali, to było. W Gieczynku, ja pamiętam, coś było. Zabierali, osadzali Polacy, i won mówił Niemcom. To było, ale nie wszyscy, miejscami takie byli punkty. Oni nic nie zabierali, takie walizki, rzeczy bliższe, potrzebniejsze, bo reszta wszystko zostawało.