Karolina Koźlarek
Ur. 23 września 1928 we wsi Łozowa koło Tarnopola. Jej rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo rolne, ojciec przed wojną pracował też w Brazylii. Karolina Koźlarek ukończyła czteroklasową szkołę powszechną w Łozowej. Mieszkała wraz z rodziną w Łozowej do końca 1944 roku. Po napadzie Ukraińców na wieś w Sylwestra 1944 roku jej rodzina uciekła do Tarnopola, gdzie przebywała do kwietnia 1945 roku. W maju 1945 Karolina Koźlarek z rodzicami i bratem przyjechała do Krzyża i osiedliła się na gospodarstwie w Łokaczu Wielkim. Przez całe życie pracowała na roli. Obecnie mieszka z rodziną w Łokaczu. Relację Karoliny Koźlarek nagrała Anna Wylegała.

Fragmenty do słuchania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Fragmenty do czytania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Mordowali nas Ukraińcy, i my musieli uciekać tu, do Polski, swoje zostawić… Cała wioska uciekła, i nie tylko nasza wioska! Masa wiosek była polskich, i wszędzie Polaków mordowali, masa wiosek! To wszędzie Polaków wymordowali. Mówili: – Wymordujemy Polaków, to będziem mieli Ukrainę!

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Nasza wioska na pięć transportów wyjeżdżała, bo to duża wioska była, ile wagonów było! Kiedy kto się mógł załadować, to jechał. Wszystko wyjechało do Tarnopola, i ludzie przyjęli nas, i my też tam u jednego Ukraińca byli w Tarnopolu. Ale to dobry człowiek był, przyjął nas, taki dobry był. Potem tato patrzył: jak są wagony, jak szybko się załadował, to pojechał, a jak przyszedł za późno, to już pełne były i się nie załadował, trzeba było czekać znów na transport. Jak nas tak mordowali, to już ludzie sami chcieli jechać, i koniec. Bo wprzód mówili, żeby się wyprowadzać, to nikt się nie wyprowadzał.

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

My mieszkali w Tarnopolu chyba ze dwa miesiące, zanim te wagony podstawili. Jaką drogą my przyjechali tutaj– teraz już nie pamiętam, jak my jechali, przez Warszawę? Ale chyba przez Warszawę, przez Kraków nie. Przyjechali my na polską stronę, jak nas postawili na boku, nie było parowozu, to chyba więcej jak tydzień stali my. A później, jak już ruszyli, i jechali my, to chyba w Warszawie 1 maja był, urządzali pochody i my to z wagonów widzieli. Żyli my z tego, co z domu zabrali. Mama jeszcze napiekła w piecu bułek – bo to w domu nie było duchówki, że tam trochę upiekł, trzeba w wielkim chlebowym piecu było palić. No i mama takich bułek napiekła, takie piękne bułeczki były, taki woreczek nieduży, że to na drogę będzie. I w Tarnopolu zostawili my to w takiej komórce, bo tam nie wyschnie, powiesili, i ukradli nam! Bo tam w drugim mieszkaniu tacy ludzie mieszkali, co 16 dzieci mieli, i to chyba dzieci te bułki pokradły. Ino potem było do jedzenia tego chleba, co kupiło się, a już my nie jedli tych bułek upieczonych. Jedli to, co mieli – chleb, i marmoladę nasmażyli ze śliwek, bo my mieli węgierki, to tej marmolady na chleb posmarowali. A nie było pieniędzy, żeby tam gdzieś coś kupić. Nie było, to koniec był! Jak parę groszy mieli, to na co inne trzymali, na gorszy czas. I tak my jechali.

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Gdzie my chcieli, tam mieli nas zawieźć! A w naszym transporcie nasz sąsiad jechał, a on kiedyś za Polski był komendantem, i on się chował, jak Ruscy przyszli, bo by jego na Sybir wywieźli. I my jechali w jednym transporcie. To on kierował, gdzie my pojedziemy. Wszyscy mówią: – W Jeleniogórskie! Tam będziemy jechać. On mówi: – Nie! Tam są góry. Tam mi się nie podobało. Jedziemy do Krzyża. Bo on jak był kiedyś komendantem, to pewnie tędy przedtem jeździł, i on tak się orientował. I jednak tu lepiej jest, bo takich wichur nie ma, tam się ludzie skarżyli.

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Adaptacja do życia w nowym miejscu

Koło starej szkoły, tam, gdzie teraz jest liceum, to my jeszcze trzy tygodnie siedzieli, zanim mieszkanie się znalazło. I jakie mieszkanie? Na tamtej połowie już mieszkał pan Świeca, z Polski, a ta połowa była pusta. A nie było gdzie się osiedlić, były gorsze domy, takie pozawalane. I my siedli tutaj. I też niedobrze, bo nas dwóch było. Nic dobrego my nie znaleźli. A tato mówi: – Aby dach nad głową! Bo my może pojedziemy zaraz do domu. I tak umarł, i do domu nie pojechał. Myśleli my, że to na razie tylko, aby gdzie skryć się trochę, bo my i tak pojedziemy do domu. Ot, pojechali do domu…Jak pojedziemy do domu? To już do reszty by pozabijali nas… Tam Ruski już się wybudował, i Ruski rządzi w naszej wiosce.

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Koło starej szkoły, gdzie liceum, to chyba ze trzy tygodnie my tam byli. I tam różne ludzie byli, nie tylko my, inne transporty przyjeżdżały, obcy ludzie też tam byli koło szkoły. Bo nie było gdzie się zwalić, mieszkania nie było. Potem tak pomału się rozpatrzyli, i tato mój poszedł, sołtys mówi: – Tam jest puste, tam Świeca mieszka, tu możecie się wprowadzić. Jak my się tu wprowadzili – okna powybijane, i takie kołki pozabijane nad oknami, bo konie tu trzymali chore. Gnoju pełne pokoje, wszędzie nad oknami dziury, bo koryta takie byli. Boże, co my się narobili, jaki tu smród był! Robili, sprzątali, myli, i smród! A drzwi w gnoju wszystkie ubabrane. Boże! Połamane, w każdym pokoju żłób był, i dziury nad oknami, i dechy pozabijane nad szybami. Takie mieszkanie dostali my!

Wyjazd i wysiedlenie Niemców

Byli Niemcy jeszcze. Tam w tamtym domu, i u sąsiada byli. A jeszcze może gdzieś, ale to ja nie wiem, bo nie latała po całej wiosce. A później pozabierali ich, powyjeżdżali. To normalne były ludzie, cywilne. Ale kto się dogadał z nimi? Oni długo nie byli, zaraz ich zabrali. I jak ich zabrali, tak jak tego od sąsiada, to wszystko zostawili, tyle, co on miał plecak na plecach.

Powojenna gospodarka

Tu piach, a u nas dobra ziemia była. A tu co my mieli? My mieli same piachy. A 11 metrów zboża musieli my tutaj zdawać z początku, i kartofli 10 metrów. Potem już nie było tego, ale z początku my się narobili, nazdawali. To kontyngent był. Przyjechali my, to trzeba było się osiedlić w Krzyżu! Ale ojciec był chłop z wioski, to on na wioskę ciągnie, bo co będzie w Krzyżu robił, gdzie pójdzie do roboty?

Adaptacja do życia w nowym miejscu

Tato ciągnął się do Brazylii, jeździł pieniądze zarobić, bo z tej gospodarki nie było wiele. Ciągnął się, mieszkanie wybudował, bo w starym my mieszkali, i wybudował nowy dom… Dwa lata chyba my tam mieszkali… Tak nieraz bym chciała ten dom zobaczyć, już zestarzałam się, ale tak bym chciała zobaczyć! Tak tęskni człowiek! Choć tam lepiej nie było, ale tam dobra ziemia, tam, jak deszcz popadał, to błoto wszędzie było, bo dobra ziemia, a tu nie ma tak. Ale człowiek chce pojechać, chciałby! A nie było okazji, przedtem byłam młoda, to nie było z kim jechać, a teraz znów stara. A nasze ludzie z wioski są na Śląsku, w Chorzowie. Dwa autobusy jeździły do naszej wioski. Żeby to stąd było, to i ja bym pojechała. To już chyba trzy lata, jak jeździli. Ale co, jeździli takie młode, że oni nic nie wiedzą, stare pojechali, i też nie mogli ani trafić, ani nic – wszystko tam jakoś pozmieniało się. A ja myślę, że jak ja bym pojechała, od razu bym znalazła. Bo rzeka jest, na rzece most, a my za rzeką, tak do góry sad my mieli i na górze mieszkanie.