Ludwika Czyżewska
Ur. 12 sierpnia 1914 we wsi Kosowo koło Gniezna. Jej rodzice posiadali własne gospodarstwo rolne. Starszy brat Ludwiki Czyżewskiej zginął w Powstaniu Wielkopolskim. W Kosowie Ludwika Czyżewska ukończyła szkołę powszechną. 1 sierpnia 1940 cała wieś została wysiedlona przez Niemców, najpierw do sąsiedniej wsi, Szczytników, potem do Łodzi, następnie do Kołbieli. Ludwice Czyżewskiej udało się wrócić do Poznania do narzeczonego, za którego wyszła za mąż we wrześniu 1939. Do 1945 roku mieszkała wraz z mężem w Poznaniu, pracowała przy sprzątaniu sklepu niemieckiego. W lutym 1945 jej mąż wyjechał do pracy na kolei do Krzyża, Ludwika Czyżewska z córkami przeprowadziła się do niego w 1946 roku. Nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem i dziećmi. Mieszka w Krzyżu. Relację Ludwiki Czyżewskiej nagrała Anna Wylegała.

Galeria

Rozwiń galerię

Fragmenty do słuchania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Życie codzienne w pierwszym okresie powojennym

Fragmenty do czytania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Różne grupy nowych mieszkańców

Między ludźmi, między nami, to taka była atmosfera dobra. Bo co ten człowiek winien, że on tam musiał ze Wschodu wyjeżdżać? A my znowu szliśmy za mieszkaniem, też przyjechaliśmy – z Poznania. Niektórzy to się dziwili: – A czemuście wy z Poznania przyszli tutaj, na ten Krzyż? Ja mówię: – Proszę panią, jak by pani tyle lat mieszkała co ja w 4 osoby na niecałych 10 metrach, to by pani sama na pewno na koniec świata szła. Taka prawda.

Odbudowa miasta i infrastruktury

Mąż jako kolejarz w tym pierwszym okresie takie dostawał zaświadczenie, że o każdej porze dnia i nocy ma prawo wyjść. Bo też godzina taka jakaś była, że Polacy nie mogli tak się kręcić za dużo po nocy. To ci kolejarze, co pracowali, każdy miał takie poświadczenie, że o każdej porze dnia i nocy może wychodzić do pracy, musi iść, się zgłaszać. I żeby nie monitowali, żeby nikt go nie zastrzelił, to zawsze musiał to z sobą nosić.

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Różne grupy nowych mieszkańców

Ci, co przyszli ze Wschodu, ci byli mądrzejsi. Bo oni pozajmowali zaraz – bo oni byli przed nami już, a tam też musieli wyjeżdżać – oni pozajmowali prywatne domy, co były po tych Niemcach. Ulica Daszyńskiego, Kościuszki, Marchlewskiego, tam te wszystkie, co były stare domy, to oni sobie pozajmowali. I dobrze zrobili poniekąd, bo już mieli swoje. Mąż nie chciał iść za daleko, bo mówi: – Do pracy daleko, a w nocy mnie wołają, często-gęsto, więc lepiej tu gdzieś bliżej.

Życie codzienne w pierwszym okresie powojennym

Jeździłyśmy do gospodarzy kartofle zbierać. Ja byłam z gospodarstwa, ja się nie bałam pracy, bo ja pracowałam w tym, wiedziałam, jak to jest. Po metrze kartofli nam dawali dziennie. Pieniędzy nie dawali, tylko kartofle nam dawali. To ja miałam dla tych świnek swoich, co chowałam je. A dzieci już chodziły do szkoły, to ja tak: wieczorem ugotowałam obiad, mąż szedł do pracy, dzieci do szkoły, śniadanie im uszykowałam, żeby mieli skibki, wszystko uszykowane, i do szkoły, tata do pracy, a ja na kartofle! Żeśmy rano wyjeżdżali o godzinie wpół ósmej, ósma najpóźniej, i żeśmy jeździli do Brzegów, do Lubcza, u Rutkowskich tam w Młynie byliśmy zbierać, u Lawerów. Zarabiałam kartofle, to jeden rok zarobiłam 30 metrów, to jest 60 cetnarów. Tak, że biedy nie miały dzieci, bo szynki wędzonej i kiełbasy to były zawsze w domu. Tam była w piwnicy taka… Co tam było… Coś w rodzaju takiej przestrzeni, wnęki. Nie wiem, co oni tam mieli, ci Niemcy, bo to było poniemieckie mieszkanie też, ale mąż przerobił to na wędzarnię. Takie grube druty pozakładał i tam żeśmy wędzili. To dzieci miały co jeść zawsze. Tak, że dzięki Bogu jakoś to życie żeśmy ratowali sobie. I żyło nam się dobrze.

Życie społeczne - Kościół, szkoła, administracja

W Krzyżu byli ludzie u władzy z Poznania i tam skądś jeszcze, wszyscy poprzyjeżdżali. Najpierw był taki pan, burmistrz czy wójt na niego mówili, chyba też był ze Wschodu. On potem nazwisko zmienił, bo się nazywał inaczej, a potem Kalinowski miał nazwisko. Hochwajada się nazywał wcześniej. Nie wiem, co to za nazwisko było, chyba ze Wschodu. Dobry człowiek był. To on był jako ten główny, co się teraz burmistrz nazywa. Jak już myśmy tu przyszli, to właśnie Rosjanie już zdawali to wszystko, i Polacy obejmowali urzędy. I na kolei, i urząd miasta, potem się zawiązał ośrodek zdrowia. Po kolei się wszystko unormowało.