Władysława Sozańska
Ur. w 1925 roku we wsi Matków (woj. lwowskie, powiat Turka). W Matkowie ukończyła polską szkołę powszechną, przeżyła okupację sowiecką i niemiecką. W maju 1945 wyjechała z siostrą matki i jej mężem na „ziemie odzyskane”, jej rodzice i rodzeństwo zostali w Matkowie i przyjechali do Krzyża w czasie drugiej repatriacji w 1956 roku. Do 1948 roku mieszkała z ciocią i wujkiem w Wizanach koło Krzyża, następnie wyszła za mąż i wyjechała z mężem na wieś pod Myśliborzem. Po 10 latach przeprowadziła się z rodziną do Łokacza Małego koło Krzyża, gdzie wraz z mężem prowadziła gospodarstwo rolne. Mieszka w Łokaczu Małym. Relację Władysławy Sozańskiej nagrała Anna Wylegała.

Fragmenty do słuchania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Życie codzienne w pierwszym okresie powojennym

Fragmenty do czytania

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Zabrali my kojec kur, to przywieźli tutaj, to tak się wszystko przydało. Krowy puścili po łąkach, pełno mleka, kury się niosą. A świnie pobili, to tłuszcz w garnkach… Tylko, że nie było zamrażarek, ani niczego, to się psuło. Smalec w garnkach… Wszystkiego było. A tu jak żeśmy przyjechali, to w piwnicach kartofle były, tylko brać. Na polach były kartofle posadzone, ale nic nieobrobione. A kapusty nigdy nie było, bo to Niemcy już wszyscy pojechali, i nie obrobili. Jakiś parę starych Niemców było, w takim wieku jak ja, młodszych, takich ledwie-ledwie. I później i te Niemce zabrali, po jakimś czasie. To w jednej izbie gdzieś tam byli wszyscy.

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Wszystko w tych domach było, maszyny, naczynia, wszystko. Niemcy nic nie mogli z tego zabrać. Tapczany, szafy też były. Tak prawdę powiedzieć, to tu były domy lepsze, ładniejsze. U nas mniejsze były domy, z drzewa budowane, a tutaj były z cegły, lepsze domy jak w naszych stronach. U nas nie było maszyn rolniczych, bardzo mało ich było. A tu było dużo maszyn. Niektórzy z naszych ludzi to gdzieś tam wywozili je, po wioskach sprzedawali, brali pieniądze za to. Widziałam, że tam jeden człowiek wywoził to gdzieś tam do centralnej Polski, czy gdzie to on wywoził, i sprzedawał.

Kontakt z ludnością niemiecką

Puste domy były w Wizanach, jak żeśmy przyjechali. Tylko w jednym było parę starych Niemek. Mnie nieraz kazali iść do nich, powiedzieć, by oni przyszli do nas pomóc coś robić. Ale to było już na drugi rok aż, bo w tym roku po naszym przyjeździe  nic nie było, bo wszystko pozarastane, te ziemniaki nieobrobione, nic. To przychodziły te Niemki nam pomagać. Fajne to były kobiety, tak się nagotowało coś jeść, coś im się dało. One nic już nie miały. Mi się zdaje, że były tam ze dwa lata, bo ja już na drugi rok chodziłam za nimi, żeby szły coś pomóc.

Żołnierze radzieccy i wojskowa władza radziecka

Jak żeśmy przyjechali, to wojska były po wioskach, raczej ruskie wojska. Widzieli my, że gotują, pali się ogień. Mieli takie domy, które pozajmowali, tam sobie żyli. Żeby kogoś skrzywdzili, to nie słyszałam. Tylko, że oni pili, oni pili bez końca. Były jakiś czas Ruskie tutaj, i później gdzieś zniknęli, wyjechali, nie było ich już. Później my się patrzeli, że zawsze tam oni gotowali, zawsze pełno wojska, a już nie ma wojska. To tajemnica była, nikt nie wiedział, kiedy pojadą. Tylko naraz widać było, że nie ma ich. Oni mówili: – My wam zawojowali takije haroszyje doma, a my obratno wracamy do kołchozu. Tak Ruskie mówili. Mówili, że są nam zazdrośni, że nam za dobrze tu się będzie powodzić. – A my do kołchozu wracamy. Pierzyny poniemieckie były po domach, to oni zabierali pierzyny, wysypywali pióra w kupę, a wsypy skręcali i brali do Rosji. To myśmy się napatrzyli! Oni te pióra zapalili, a pióra się nie chcieli palić, później wiatry to pozabierali.

Żołnierze radzieccy i wojskowa władza radziecka

Ruscy tu na przykład, co Niemcy nacięli zboża, w Hucie, we Wizanach, oni – tu wojsko było –  połowę tego zboża posprzątali, pomłócili, i zabrali. Nie wiem, do Rosji pewnie, bo gdzie zabrali? A połowę zostawali dla Polaków. My chodziliśmy robić do zboża, młócić, kosić, i nam później dali taki przydział tego zboża. Połowę zabrali, a połowę dali.

Różne grupy nowych mieszkańców

My jak przyjechaliśmy, to nie znaliśmy ludzi! Jedni z Wołynia, drudzy Bóg wie skąd, trzeci z Białorusi. Ludzie się nie znali, ale później pomału zaczęli wychodzić, jakoś się dogadywać, i się zrobili jak jedna rodzina. Pamiętam, żeśmy przyjechali – pełno ludzi naokoło, a nikogo nie znamy! Ale człowiek się zbliżał, zaczynał rozmawiać, każdy coś powie o sobie. I tak się poznali, że później wszyscy dobrze żyli, zgadzali się, ten stąd, ten stąd.

Początki władzy komunistycznej

Już tak było, że mieli kościół zamykać w Hucie Szklanej. Tak, jak się nagromadziło ludzi – Boże! Krzyki a hałasy były, nie dali zamknąć. Jakiś inny ksiądz miał przyjść, kto wie jaki, może komunista.  Niby władza chciała zamykać. Ale nie zamknęli. Jeszcze musieliby się z ludźmi bić. Ja też tam byłam wtenczas, jeszcze byłam młoda.