Cecylia Tomaszewicz
Ur. 28 stycznia 1924 we wsi Orenice koło Kutna. Jej rodzice posiadali własne gospodarstwo rolne. Do 1938 roku Cecylia Tomaszewicz chodziła do szkoły powszechnej, potem pracowała w gospodarstwie rolnym należącym do miejscowych Żydów. W 1943 roku rodzina została wysiedlona z gospodarstwa, ich miejsce zajęli Niemcy, u których Cecylia Tomaszewicz pracowała przez całą wojnę, opiekując się dziećmi. W 1945 roku, po opuszczeniu przez Niemców wsi, poznała przyszłego męża – żołnierza wojska polskiego stacjonującego w Orenicach. W lipcu 1945 wyjechała z przyszłym mężem do Poznania, gdzie się pobrali i mieszkali do końca 1945 roku. W styczniu 1946 przeprowadzili się do Krzyża, gdzie mąż Cecylii Tomaszewicz dostał pracę na kolei. Cecylia Tomaszewicz zajmowała się domem i dziećmi, przez 17 lat pracowała jako salowa na miejscowej izbie porodowej. Mieszka w Krzyżu. Relację Cecylii Tomaszewicz nagrała Anna Wylegała.

Galeria

Rozwiń galerię

Fragmenty do słuchania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Fragmenty do czytania

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Życie codzienne w pierwszym okresie powojennym

Z mieszkania na ekspedycji towarowej przenieśliśmy się na ulicę Marchlewskiego numer 16. To był taki dom bliźniaczy, parterowy. Mieszkała tutaj jedna pani z dzieckiem, po pewnym czasie się ona wyprowadziła, bo znalazła swoją rodzinę koło Wrocławia. Myśmy zajęli cały dom. Na dole trzy pokoje, kuchnia, i na strychu mały pokoik. Po pewnym czasie żeśmy się dowiedzieli, że można mieszkanie wykupić. Mąż złożył wniosek, sąsiad też. Mąż wykupił mieszkanie ze zniżką, zapłacił tylko 25% ceny, ponieważ był pracownikiem państwowym i był wojskowym, brał udział na wojnie. Sąsiad płacił 75%. Zgodnie myśmy żyli z sąsiadami, dobrze było. Powierzchnia połowy wynosiła 1000 metrów kwadratowych, ładne podwórko, ogród, drzewa. Ciężko było początkowo, bo zarobki były małe, kupić nie można było nic, bo nie było ani materiałów, ani nie było butów – trzeba było gdzieś wyjechać dalej. Ale myśmy z mężem jakoś tak radzili. Trzymaliśmy sobie kurki, świnki, owce. Wydzierżawiliśmy kawałek pola z urzędu, żeśmy sadzili ziemniaki. Jesienią jeździliśmy na wykopki do PGR-ów, to się zawsze zarobiło trochę ziemniaków dla świnek. Było czym karmić, jak się zabiło, było co jeść. Trzeba było sobie jakoś radzić. Do lasu na jagody, jesienią na grzyby, także grzybów można było sobie nasuszyć. Tak, że jakoś myśmy sobie radzili.

Powojenna gospodarka

Różne grupy nowych mieszkańców

Sąsiad ten, co z nami mieszka, pochodzi z poznańskiego, z okolic Wronek, Wronki, Szamotuły, tutaj gdzieś. Następni sąsiedzi byli od Lwowa gdzieś, Stanisławów, Tarnopol, z tamtych stron. I dalsze tak samo. Teraz już jest więcej ludzi, bo tu już naprzychodziło, nabudowali się. A najwięcej ludzi zaraz po wojnie przyszło z okolic tutaj Drawska, bo to blisko, z okolic Wrzeszczyny. Ci, co blisko mieszkali, a mieli rodziny dosyć liczne, więc przywędrowali tutaj, szukając pracy. Na kolei była praca, to raz, była fabryka mebli, bardzo dużo ludzi pracowało. Była wytwórnia betonów, była roszarnia w Drawinach. Tak, że pracy ludzie trochę mieli. A ci, co nie pracowali, to różnie sobie radzili. Właśnie najwięcej to dorabiali ci, co mieli trochę wolnego. Jak przyszedł sezon lnu rwania, konopi, czy wykopki. Każdy tak jakoś się starał, żeby sobie to życie jakoś ulżyć, żeby dzieci miały co jeść i w czym chodzić.