Ewelina Kostka
Ur. 24 grudnia 1928 we wsi Duszczyce (woj. nowogródzkie, powiat Stołpce). Jej rodzice posiadali gospodarstwo rolne, matka była krawcową. W Duszczycach Ewelina Kostka skończyła szkołę podstawową, przeżyła wojnę i okupację. W sierpniu 1945 wyjechała wraz z rodziną na „ziemie odzyskane”, do Krzyża, gdzie rodzina osiedliła się najpierw na gospodarstwie w Łokaczu, potem w Lubczu. W 1949 roku wyszła za mąż i przeprowadziła się do Łokacza Wielkiego, gdzie mieszka do dziś. Relację Eweliny Kostki nagrała Anna Wylegała.

Fragmenty do czytania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Jak stali my tam, gdzie nas zawieźli – w Kostrzyniu – to matki jak popatrzyli, że tam porozbijane, ten Kostrzyn cały, to zaczęli prosić tych kolejarzy, żeby nas z powrotem wrócili. A my w tym czasie z koleżanką poszłyśmy tam na te miasto, popatrzeć. Porozbijane wszystkie budynki były. A w tym czasie, pokąd my wrócili, już te kolejarze zorganizowali wszystko, i ruszył transport. A my zostali! Boże kochany, nie wiem, co robić, płaczemy na tym peronie, stoimy, i płaczemy obydwie. Przyszedł jakiś kolejarz:    – Czego płaczecie? Mówimy, że transport nasz ruszył do Krzyża, a my zostali. On mówi: – Nie trzeba płakać, tylko poczekać, aż przyjedzie pociąg. Siądziecie w pociąg i dogonicie ten swój transport, będziecie widzieli, że stoi, i wysiądziecie. My tak i zrobili, biletów nie mieli, niczego nie mieli, bo przecież pieniędzy koło siebie my nie mieli. Siedli my w pociąg i jedziemy. Przejechali jeden chyba przystanek, widzimy, że stoi nasz transport. Myślimy: – Matko, to dobrze. Tak się znaleźliśmy.

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Na początku myśmy mieszkali tydzień czasu u szwagra naszego, Witkowski się nazywał, w tamtym Łokaczu. Matka chodziła do PUR-u, do gminy, żeby jakąś gospodarkę  znaleźć. I znaleźliśmy ją, mieszkaliśmy jak się idzie nad jezioro, w tamtym Łokaczu, ostatni domek po lewej stronie. Teraz tam mieszka Duszkiewicz. Stodoła była spalona, stajnia była. Jak już ojciec wrócił z wojny, to mówi:– Jak my bez stodoły, gdzie będziemy to wszystko składać, zboże, siano? Musimy szukać gospodarstwa. Jak już po wojnie, ojciec wrócił, wtedy znaleźli w Lubczu gospodarkę, i stąd wyjechaliśmy do Lubcza, zamieszkaliśmy, i mieszkaliśmy tam do 1949 roku. W 1949 roku wyszłyśmy za mąż tutaj obydwie, w Łokaczu, było wesele razem, siostry i moje, i po sąsiedzku mieszkamy.

Kontakt z ludnością niemiecką

Jak ojciec wrócił z wojny, to poszukał gospodarstwa dalej, wyprowadziliśmy się do Lubcza. Tam jeszcze Niemcy byli, Willy się nazywał ten syn, i matka jego była. On był trochę niepełnosprawny, dlatego jego nie wzięli na wojnę. A ona już była wdowa. Jeszcze mieszkała całą zimę, dopiero na wiosnę zabrali ją i wywieźli. Mieszkali osobno, jeden budynek, ale ona w jednym końcu, my w drugim. Mieszkanie było takie duże, bo tam była kiedyś restauracja za Niemców, to był budynek bardzo duży, sala ogromna tam była. Nasze mieszkanie było, i ona mieszkała w drugim końcu. To nauczyłam się od niej mówić po niemiecku. Myśmy tego Niemca, co z nami mieszkał, Willy’ego, zaprosili na Wielkanoc – czy na Wigilię, nie pamiętam już dobrze… W każdym razie było przyjęcie takie, i tata poszedł tam do niego, i poprosił, to przyszli oboje, mama jego i on. Ja rozmawiałam z nią bardzo często, z tą Niemką. Bo kwiatki takie byli, co ona sadziła. A ja nie wiedziałam, że to kwiaty, bo już po zimie kwiatów nie ma, tylko te łodygi. To ja chciałam powyrywać i wyrzucić je, bo myślę sobie, to jakiś chwast w ogródku rośnie. A ona przyszła i mówi do mnie, że to są kwiaty, i nie wolno wyrzucać. Ja zrozumiałam to, i zostawiłam, nie wyrwałam. Ona myślała, że to ja na złość robię, wyrywam ich kwiaty i wyrzucam, a ja nie wiedziałam, że to kwiaty, bo po zimie to są takie łodyżki suche. Z nią bardzo często rozmawiałam, z tą mamą Willy’ego. Taka grzeczna kobieta była, bardzo grzeczna. Jak wchodzimy do domu, i spotkamy się, to ja jej chcę ustąpić, żeby ona pierwsza szła, bo ona jest starsza, a ona chce, żeby ja weszła pierwsza.

Żołnierze radzieccy i wojskowa władza radziecka

Jeszcze wojsko rosyjskie gdzieniegdzie było. Tam, gdzie my mieszkali, to stali w tej sali, gdzie kiedyś za Niemców była sala taka, restauracja taka, duża, ogromna sala. To w tej restauracji mieszkali, i chodzili na łąkę kosić siano, suszyli, i potem wywozili, nie wiem, czy to do Rosji…? Ich było dwunastu, trzynastu, i chodzili na te łąki, kosili, suszyli, a potem przyjeżdżał ciągnik i gdzieś wywoził to siano. A potem ich zabrali. Przez zimę byli? Nie. Tylko latem, latem gdzieś w maju czy czerwcu przyjechali, i aż do jesieni byli. Ci, co obok nas mieli łąkę, z Drawska ludzie, zorganizowali zabawę w sali tej. Jak zrobili tę zabawę – już wszystkie goście poprzyjeżdżali z Krzyża, było ogłoszenie, że tam i tam, w tym miejscu będzie zabawa, to młodzież jechała i starsi, kto miał chęć, to jechał. To jeden Ruski tańczył kozaka. Też na zabawę przyszedł.