Ur. 14 stycznia 1929 w Miałach (woj. poznańskie). Jego ojciec, gajowy, zmarł w 1930 roku. Aleksander Mądrawski wychowywał się w Wieleniu Południowym, na granicy polsko-niemieckiej. We wrześniu 1939 roku Wieleń został zajęty przez Niemców. Aleksander Mądrawski zaczął chodzić do niemieckiej szkoły. Jako czternastolatek rozpoczął pracę przymusową w zakładzie rzeźnickim w Krzyżu. W styczniu 1945 rodzina, u której pracował, uciekła z Krzyża przed zbliżającym się frontem. Aleksander Mądrawski wrócił do domu, do Wielenia, gdzie zaczął uczęszczać do szkoły podstawowej. W latach 1946-1948 pracował w fabryce wełny drzewnej w Jaźwinach koło Drawna (obecnie woj. zachodniopomorskie). Po powrocie zamieszkał w Krzyżu, skończył szkołę zawodową, pracując jednocześnie w warsztacie samochodowym. Po ukończeniu szkoły pracował w sklepie PSS, jako kierowca, jako magazynier w nadleśnictwie. Mieszka w Krzyżu. Relację Aleksandra Mądrawskiego nagrała Anna Wylegała. |
Fragmenty do słuchaniaFragmenty do czytaniaGdy chodziłem do szkoły w Wieleniu, blisko szkoły była hodowla jedwabników. Tam myśmy chętnie szli, liście morwy zbierać, i dał nam zawsze Niemiec 10-20 fenigów. A jak już miałem 14 lat skończone, to w piętnastym roku życia zabrali mnie do Krzyża, przez urząd pracy. Pracowałem w rzeźni, u rzeźnika, i ja zwoziłem bydło do tej rzeźni. Bardzo dobre jedzenie miałem, jedzenie było dobre. Bo to – wojna była przecież, to ciężko było. Ale końcówki kiełbas były odcinane, nie tak jak teraz, ze sznurkiem. I tych odcinków my mieli całe talerze, mogliśmy jeść ile chcieli. I dobre jedzenie było. Mieszkaliśmy też nienajgorzej. U góry mieliśmy pokój, nas było trzech, potem dwóch, bo jednego zabrali później do jakiejś większej roboty, do Niemiec, on już był starszy. A myśmy w dwóch mieli swój pokój, ciepły, napalony zimą, i jedzenia – kolacja przyniesiona, i dzban kawy z mlekiem. Tylko, ze ja musiałem wcześnie wstawać, pod kotłami ogień robić, bo o szóstej czeladnicy przyjeżdżali z Drawska, z Polski. No musieli pracować, i konia nakarmić. No jak oni już przyjechali, to ja jeździłem w teren, bydło zwozić znowu. Tam, gdzie teraz jest liceum ogólnokształcące, tam był szpital wojskowy, to ja dowoziłem tam prowiant z masarni. Co sobotę jechałem z Krzyża do domu. W torbę dawał mi gospodarz jedzenia, dawał zawsze kawał chleba, wyroby. Tak, że nie miałem źle. Ci starzy Niemcy byli bardzo dobrzy, starzy ludzie. Przeważnie czy to Niemiec z Krzyża, czy Polak z Drawska, zza granicy, oni kiedyś walczyli razem w niemieckim wojsku. To byli koledzy broni, to oni się szanowali wzajemnie. I wszyscy tu za granicą, w okolicy, po niemiecku umieli.
Zimą, na początku 194 roku, Ruscy najpierw stali przed Wieleniem, i już ostrzeliwali Wieleń Północny. To już było słychać, to był początek stycznia, już ostrzeliwali wtedy Krzyż ostrzeliwali. Bo Noteć była zamarznięta, to przechodzili normalnie przez nią. Czołgi pokazały się i wycofały, ale w Krzyżu ich jeszcze nie było. Wkroczyli tu dopiero jakoś w połowie stycznia. I polska armia razem z nimi szła przez Drawsko, i przez Krzyż częściowo też. No i Rosjanie. Stracili tu dwa czołgi, i Niemcy się wycofali na Zachód. Ci, którzy zdążyli, bo mało który zdążył. Ruski z miejsca ich zabijali. Ostatni pociąg dla Niemców stąd na Zachód szedł bodaj na Boże Narodzenie. Pociągi Niemców wywoziły. A reszta – co kto miał, jak mógł, to uciekał. Czy tu ktoś został? Nie przypominam sobie, nie zostało ich dużo. Ale oni ginęli po drodze, bo nie zdążyli uciekać. Ci, co się nie spieszyli, to po drodze Rosjanie wykończyli i tak wszystkich. Rodzina, u której pracowałem – oni wyjechali bardzo późno. Bo on jako rzeźnik nie mógł uciec, musiał zaopatrywać szpital. Szpital zlikwidowali, i dopiero on uciekł, końmi. I daleko nie zajechał, bo go czołgi zmiażdżyły. Przed granicą polsko-niemiecką zginęli, cała rodzina, w Osiecznie, rozjechały ich ruskie czołgi. Tam było zablokowane, szosy tylko dla wojska, a Ruski przejechali, pomiażdżyli ich wszystkich. Oni czołgami nie skręcali na szosie, jechali. To się dowiedziałem tak od znajomych. Ale są tacy, co zostali. Przyjęli obywatelstwo polskie i zostali. Taki Zagert – on był najlepszym gospodarzem w powiecie kiedyś. Dekorowali go. Gęsi, bydło, wszystkiego pełno miał. Jak wrócił z tej ucieczki, to już maszyn, nic nie było. Ale jak przyjechał i powiedział, że on chce tu zostać, wszystkie maszyny, jak poznał, że to jego, milicja zabierała Polakom i mu oddawali. Bo to był największy gospodarz kiedyś. Koło starej szkoły, gdzie liceum, to chyba ze trzy tygodnie my tam byli. I tam różne ludzie byli, nie tylko my, inne transporty przyjeżdżały, obcy ludzie też tam byli koło szkoły. Bo nie było gdzie się zwalić, mieszkania nie było. Potem tak pomału się rozpatrzyli, i tato mój poszedł, sołtys mówi: – Tam jest puste, tam Świeca mieszka, tu możecie się wprowadzić. Jak my się tu wprowadzili – okna powybijane, i takie kołki pozabijane nad oknami, bo konie tu trzymali chore. Gnoju pełne pokoje, wszędzie nad oknami dziury, bo koryta takie byli. Boże, co my się narobili, jaki tu smród był! Robili, sprzątali, myli, i smród! A drzwi w gnoju wszystkie ubabrane. Boże! Połamane, w każdym pokoju żłób był, i dziury nad oknami, i dechy pozabijane nad szybami. Takie mieszkanie dostali my! Pamiętam, ten rzeźnik, u którego ja zaraz krótko po wojnie pracowałem, chciał te maszyny wywieźć z Krzyża, te rzeźnickie maszyny, kuter i wilki. Burmistrzem był już tak zwany Niemiec-komunista. I ten nas przepędził. Zaraz alarmował Ruskich i musieli my uciekać. A komuniści już do władzy dochodzili. Czerwoną wstążkę taki sobie przypiął, i bali się go gorzej, jak Ruskich. A drugi był rzeźnik, też miał rzeźnictwo, i był komunistą, naprzeciw domu Wędkarza miała zakład. To był Niemiec. Jego wyzwolili, on był w obozie dla komunistów niemieckich. Przyjechał, ubrał się, eleganckie buty oficerskie, bo on komunista. A Rosjanin chciał te buty jego, a ten mu nie dał – zastrzelił go i na podwórzu został pochowany. Jego rodzina, córka zdaje się, jeszcze w tym roku tu była. I zawsze pokazuje na ten grób ojca. A to Rosjanie za buty oficerskiego zabili. Chciał, to zastrzelił i koniec. On nie pytał, on to chciał, i koniec. Ten Niemiec siedział w obozie, tu gdzieś koło Piły chyba, i jak go wyzwolili, to on do domu przyjechał. I chciał się pokazać, że on wreszcie do władzy dojdzie, bo on komunista. I został zastrzelony przez komunistę. Dużo tutejszych się tu osiedliło – Wrzeszczyna, Wieleń, Drawsko, Pęckowo – to były tereny dla wschodniaków, ale oni pozajmowali tu dużo. Tu w Kuźnicy to jest połowa tutejszych ludzi, zza Noteci, którym to się właściwie nie należało, bo to było dla wysiedleńców z Rosji. No ale oni pozajmowali i koniec. Pierwszy transport w Krzyżu był zdaje się z Białorusi, to pamiętam. W walonkach przyjechali, biedna ta Białoruś była tam, ale bardzo dobrzy ludzie, bardzo dobrzy. No i później przyjeżdżali już ze Lwowa, z tych starych polskich ziem, które musieli opuścić. Wtedy to już była bardzo inteligentna wiara, nie tak jak ci z Białorusi. Tam z Białorusi biedota przyjechała, co on tam miał, krówki dwie.
W Krzyżu pierwszym burmistrzem był Spławski, on później węgiel po Krzyżu rozwoził. I on podpisał Rosjanom rozbiór mączkarni. Mączkarnia była tam, gdzie teraz fabryka mebli. I on podpisał, zgodził się na wywiezienie tego wszystkiego. Tam robiono z ziemniaków różne rzeczy, mączkę, dla dzieci takie różne proszki. To wtedy burmistrzem, był Spławski, a później już nie pamiętam, kto. Ale to był pierwszy burmistrz w Krzyżu, i podpisać się umiał już po polsku. Był z Drawska. |