Ur. 21 stycznia 1918 w Czarnolasie w Centralnej Polski. Gdy był dzieckiem, jego rodzice przeprowadzili się na Wołyń, skąd pochodziła matka Kazimierza Kiejdy. Rodzina zamieszkała w polskiej wsi, Koloni Wielickiej, posiadała tam niewielkie gospodarstwo rolne. Kazimierz Kiejda ukończył cztery klasy szkoły powszechnej. Od najmłodszych lat pracował na roli, przez dwa lata pracował też w pobliskim majątku ziemiańskim rodziny Łobarzewskich. Wiosną 1942 Kazimierz Kiejda został wysłany na roboty przymusowe do Austrii. Pracował w niedużym gospodarstwie we wsi Schrattenberg niedaleko dawnej granicy austriacko-czeskiej. Zimą 1944 pracował przez sześć miesięcy przy kopaniu rowów przeciwlotniczych pod granicą węgierską. Po powrocie, w kwietniu 1945, został wraz z innymi robotnikami przymusowymi ewakuowany przez Niemców. Po przejściu frontu Kazimierz Kiejda do września 1945 pozostał w Austrii, pracował jako robotnik w gospodarstwie rolnym. Następnie pojechał do Polski, do Chełma, gdzie spodziewał się odnaleźć rodziców, którzy uciekli z Wołynia. Rodzice Kazimierza Kiejdy wyjechali tymczasem z Chełma do Huty Szklanej koło Krzyża. Kazimierz Kiejda dotarł do Huty Szklanej 2 października 1945. Do przejścia na emeryturę pracował na roli, posiadał własne gospodarstwo w Hucie Szklanej, gdzie mieszka do dziś. Relację Kazimierza Kiejdy nagrał Jarosław Pałka. |
Fragmenty do czytaniaPo powrocie z Austrii pojechałem nie na Wołyń, bo rodzice byli w Pawłowie, wiosce koło Chełma. Z Wołynia uciekli, bo tam nie szło wytrzymać, to uciekli i byli tu. U ojca brata tam byli, bo jego rodzice już nie żyli. Wiedziałem to, bo pisali, że uciekli. Nie zastałem ich, bo oni już tu byli, w Hucie byli. Pierwszy raz tu przyjechałem 2 października 1945 roku. 2 października dotarłem tutaj. Rodzice już tu byli. Dom był, tak jak jest. W pokoiku to jeszcze Niemcy byli, jeszcze do wiosny byli i wiosną ich zabrali i wywieźli. Najpierw mieszkaliśmy w małym pokoiku, ale jak brat przyjechał z wojska na urlop, to Niemca stąd wysiedlił, a rodzice tu przeszli, na to duże mieszkanie. To tylko byli ojciec i matka, a dzieci już nie było, dwoje, starsi, on miał pewnie ze siedemdziesiąt cztery lata albo sześćdziesiąt cztery, jakoś tak. Niemka miała pięćdziesiąt cztery, była młodsza. Córkę mieli i syna mieli, opowiadał nam tu jeden, że mieli córkę i syna, córka za jakiegoś wojskowego wyszła, a syn poszedł na wojnę zginął, no i tak. Do nas oni już nie przyjeżdżali, jak wyjechali, tak już nie przyjechali. |