Delfina Surdel
Ur. 2 maja 1936 w Drawsku. Jej rodzice prowadzili małe gospodarstwo rolne, a w czasie okupacji ojciec pracował u Niemców w odlewni i w meblarni. Z powodu niemiecko brzmiącego nazwiska dziadków Delfiny Surdel rodzina nie została przez Niemców wysiedlona ze wsi, co spotkało wielu innych Polaków. Rodzina Delfiny Surdel przeprowadziła się do Krzyża w 1946 roku. Po wojnie Delfina Surdel rozpoczęła naukę w szkole powszechnej, a następnie w krawieckiej szkole zawodowej w Pile. Ojciec po wojnie pracował najpierw w parowozowni w Krzyżu, następnie, po odbyciu specjalnego kursu, został naczelnikiem parowozowni w Pile. Delfina Surdel od 17 roku życia pracowała zawodowo. Przez trzy miesiące pracowała w Służbie Polsce (Prószków koło Opola), pomagała też matce pracującej dorywczo w PGR. Następnie przez trzy lata była urzędniczką w urzędzie miejskim w Krzyżu, ostatecznie zaś przeniosła się na kolej, gdzie pracowała aż do emerytury. Obecnie mieszka w Krzyżu. Relację Delfiny Surdel nagrał Jarosław Pałka.

Galeria

Rozwiń galerię

Fragmenty do słuchania

Odbudowa miasta i infrastruktury

Żołnierze radzieccy i wojskowa władza radziecka

Różne grupy nowych mieszkańców

Fragmenty do czytania

Wygląd miasta tuż po wojnie

Rosjanie to tak Krzyż zniszczyli, bo to germańskie, to wszystko palili niesamowicie. Tam z Drawskiego Młyna wszystko było widać, bo Drawski Młyn jest wyżej niż Drawsko, to się poszło i oglądało się. Jeden dym, jeden ogień i nic więcej w tym Krzyżu nie było w 1945 roku, zanim myśmy tu przyszli. Tak, że Krzyż był strasznie zniszczony, strasznie zniszczony. Potem tylko cegły wywozili do Warszawy, bo Warszawę trzeba było odbudowywać, to wszystkie cegły, wszystkie domy porozbierali i wywozili te cegły.

Wygląd miasta tuż po wojnie

Miałam ile, dziesięć lat, jak do Krzyża przyszliśmy, a wtedy miałam dziewięć lat, osiem – no to tam troszeczkę poszliśmy na drugą stronę i troszeczkę się zeszło do rzeki. Myśmy oglądali, to była jedna masakra. Płonęło miasto. Bez przerwy jedno bombardowanie, strzelanie, bez przerwy ogień. To pamiętam jak dzisiaj, miałam chyba osiem lat wtedy.

Odbudowa miasta i infrastruktury

Na samym początku oni uruchamiali parowozownię, zaraz po wojnie. Pamiętam, że tata jak poszedł rano, to wrócił wieczorem, po prostu gotowali im jeść. Oni za to jedzenie siedzieli. Do domu w ogóle nie wracali, stołówka dopiero potem była lepsza, a na samym początku to tylko zupa, bo co mieli gotować. Potem cały czas na kolei, naprawiali te parowozy, były trzy czy cztery drużyny, jak to oni nazywali i tak na zmianę chodzili, jedni na nockę, drudzy na dzień, na popołudnie. Chodzili tam i pracowali. Potem wysłali ojca do tej szkoły do Poznania. Po tej szkole już tam nie pracował.

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Ten dom – to ojciec taki zapobiegliwy był. Jak tylko się tutaj sprowadził, troszkę mieszkaliśmy i już załatwił tak, że kupił ten cały dom, bo to są dwa mieszkania, brat u góry mieszkał. I spłacone, i w książkach wieczystych, i wszystko jest tak załatwione, żeby mu tu Niemcy nie weszli z powrotem.

Kontakt z ludnością niemiecką

Tam w Drawskim Młynie jak byliśmy, to ja pamiętam jako dziecko, jak Niemcy uciekali, czym mogli, furmanki, nie furmanki, pieszo i na koniach. Uciekali tamtędy właśnie. A tutaj to nie pamiętam. Jak myśmy przyszli do Krzyża, to ich już nie było, Niemców. My na wiosnę przyszliśmy. Oni bali się Rusków i tyle. Myśmy mieszkali przy drodze całkiem, tak samo jak tutaj. Myśmy wyszli albo patrzyli przez okna albo przez bramę, jak to się mówi, bo brama była. Uciekali strasznie. Bali się.

Żołnierze radzieccy i wojskowa władza radziecka

Rosjanie różni byli, jak to mówią. Jak już był rangą wyższy jakiś oficer, to już był naprawdę na poziomie. A jak taka dzicz przeszła, jak to mówią – karabiny na sznurkach – to oni byli groźni. Jeden był taki wypadek, to już mi mama opowiadała, bo ja nie pamiętam tego, że zaczął plądrować w szafie u rodziców i ojciec tak dosyć z nimi rozmawiał, to, tamto i mówi:
– Co ty mi tu szukasz w tej szafie? A ten jak karabin wycelował w ojca, tylko że mama tak krzyknęła przeraźliwie, że on się wycofał. Oni się bali tych swoich starszych szarżą. Oni się ich bali, ci zwykli żołnierzy, tych swoich oficerów. Jak w 1945 roku Rosjanie weszli – to akurat pamiętam – to Rosjanki nam przyniosły chleba, a bieda przecież była. Przyniosły nam chleba z tym cukrem żółtym takim, jaki był, i polane wodą. Oj, co to za rarytas był dla dzieci. Były Rosjanki, te kobiety, to zrobiły, i one nas wtedy ugościły.

Powroty Niemców do Krzyża

Oni tu dwa razy byli odwiedzić, czy trzy nawet, ci, co tu mieszkali – to znaczy ich dzieci, bo rodzice już nie żyją, to jest dom budowany w czternastym roku. Ale ich dzieci. Przyjeżdża siostra z bratem tutaj, już byli dwa razy, teraz trzeci raz byli, a teraz syn się wybudował, to do syna teraz też pojechali. Tam ostatnio byli, on trochę po niemiecku umie, ja to z nimi nie pogadam, bo nie znam niemieckiego. Jeszcze jako dziecko trochę umiałam, ale wszystko zapomniałam. Po raz pierwszy to obserwowali, zdjęcia robili, przyszli na podwórko, w końcu trzeba było zaprosić, bo jak to, nie można tak. To u nich tylko jest tak, że jak się nie zapowie, to nikogo do domu nie wpuszczą. Dosyć sympatyczni, nie można powiedzieć, mili, nie można narzekać.