Krystyna Witka
Ur. 29 listopada 1949 w Kołomyi (Ukraińska SRR). Ojciec zmarł jeszcze przed jej urodzeniem, Krystyna Witka wychowywana była przez matkę, która pracowała w wojskowej kuchni. Krystyna Witka przez dwa lata uczyła się w ukraińskiej szkole powszechnej w Kołomyi. W 1957 roku, za namową swojej siostry, matka Krystyny Witki zdecydowała się repatriować do Polski. W sierpniu tego roku rodzina przyjechała do Krzyża, gdzie od 1946 roku mieszkała ciotka Krystyny Witki z dziećmi. Po osiedleniu się w Krzyżu matka Krystyny Witki pracowała w miejscowej rzeźni, rodzina mieszkała w pobliskim budynku należącym do zakładu. Krystyna Witka skończyła w Krzyżu szkołę powszechną, wyszła za mąż, pracowała w hotelu. W latach 80. przeniosła się z mężem do Kuźnicy Żelichowskiej, gdzie prowadzi do dziś niewielkie gospodarstwo rolne. Wielokrotnie odwiedzała swoje rodzinne miasto – Kołomyję. Relację Krystyny Witki nagrał Jarosław Pałka.

Galeria

Rozwiń galerię

Fragmenty do słuchania

Przyczyny wyjazdu na „Ziemie Odzyskane” i droga do Krzyża

Adaptacja do życia w nowym miejscu

Adaptacja do życia w nowym miejscu

Fragmenty do czytania

Osiedlenie i zagospodarowanie się

Jak przyjechaliśmy do Polski w 1957 roku, to z mamusią zamieszkaliśmy w Krzyżu. Tutaj była rzeźnia w Krzyżu, stoi tam jeszcze… Kiedyś zabijali tam krowy. Ciocia w 1946 roku, jak przyjechała do Krzyża, to zamieszkała tam z dziećmi, z ośmiorgiem dzieci. Sama, bez męża przyjechała. Pracowała tam, krowy zabijała, świnie zabijała. Jak przyjechałyśmy z mamą, to u cioci zamieszkałyśmy. Mama też cioci pomagała, pracowała, sprzątała w rzeźni. Później już życie jakoś zaczęło się toczyć.

Adaptacja do życia w nowym miejscu

Niektórzy mi pomagali, a niektórzy wyzywali: „Ruska przyjechała!” Pamiętam, to był listopad, zima. Ze śniegu kule robili, bili mnie, wyzywali. Później, jak pani Łaskawa szła do domu, bo niedaleko mieszkała, to zawsze mnie odprowadzała. Później ten rok minął, poszłam z innymi do szkoły, i pierwszą klasę zaczynałam z nimi. Z nimi było już inaczej, bo już ciocia rozmawiała z nami, wszyscy w domu po polsku mówiliśmy. Ja uczyłam się literki pisać. Pani Łaskawa udzielała mi korepetycji, do domu do niej przychodziłam. Blisko było i mnie w domu uczyła. Napisała mi literki. Na przykład literka „a” pisana, i literka „b” drukowana. Mówi do mnie: – Na kartce będziesz pisała. W elementarzu, w książce pokazywała mi zdanie, dała mi zeszyt i „przepiszesz literami pisanymi, nie drukowanymi”. Ale ja nie mogłam tego pojąć. Nie umiałam z drukowanych zrobić pisane. Jak mi było ciężko, płakałam. Ona mi wszystko tłumaczyła. Ciężko było, i te cyfry pojąć, i nauczyć się tego wszystkiego, ale pomalutku, pomalutku, nauczyłam się. Tęskniłam, nie chciałam się uczyć. Mama mówiła: – Musisz Krysia, pomału, pomału nauczysz się. Potem zaczęły koleżanki przychodzić, pomagać, tłumaczyć. Taka jedna przychodziła, która mieszkała niedaleko obok rzeźni. I tak pomalutku, pomalutku wszystko się ułożyło.

Adaptacja do życia w nowym miejscu

50 lat jestem w Polsce, to jeszcze czasem… Co mi jest ciężko? Takie czyste słowa, polskie, niektóre wyrazy, to jeszcze ich nie rozumiem. Jak ktoś inną gwarą mówi, inaczej po polsku, to ja zastanawiam się, nie rozumiem, ale wstyd mi się zapytać, co to jest. Są jeszcze tacy, którzy mówią, że wyczuwają ten akcent, że nie jestem z Polski, ale ze Wschodu. Ja tego nie słyszę u siebie, ale może rzeczywiście… Ale czystą polszczyzną jeszcze mówić nie umiem. Nieraz coś jeszcze dzieciom mówię, a one śmieją się: – Mamo, co ty do nas mówisz, po jakiemu mówisz? A jak zdenerwuję się! Jak zaczynam po ukraińsku mówić! – Zrozumieliście?! A one przestraszone:  – Mamo mów do nas poprawnie, po polsku!