Ur. 19 czerwca 1919 w Budkowie w powiecie płońskim. Po śmierci matki wychowywana była przez najstarszą siostrę i ojca. Ukończyła siedem klas w pobliskim Baboszewie. W wieku 18 lat wyszła za mąż za Czesława Rutkowskiego i przeprowadziła się do rodzinnej wsi męża, Szczytna (ok. 70 km od Warszawy). Po upadku Powstania Warszawskiego zamieszkała z nimi rodzina męża z Warszawy. Z powodu braku miejsca i złych warunków materialnych państwo Rutkowscy postanowili wyjechać na „ziemie odzyskane”. Wiosną 1945 roku osiedlili się w Hucie Szklanej koło Krzyża, gdzie mąż Jadwigi Rutkowskiej objął niemiecki młyn, który po kilku latach udało mu się wykupić na własność. Jadwiga Rutkowska zajmowała się pracą w gospodarstwie rolnym, m. in. hodowlą drobiu. Z jej inicjatywy w Hucie Szklanej stanęła figura Matki Bożej z tablicą „Matko Najświętsza błogosław nam na odzyskanej ziemi polskiej”. Jadwiga Rutkowska do dziś mieszka w Hucie Szklanej. |
Fragmenty do słuchaniaFragmenty do czytaniaNiemcy byli, jeszcze szwargotali, jeszcze rechotali! Ale byli grzeczni, nie mogę powiedzieć, bo bym zgrzeszyła, bym skłamała, Niemcy byli bardzo grzeczni dla nas. Nie byli tacy, żeby „Po coście tu przyjechali”, tamto albo to. Bardzo grzeczni! Nawet w niektórych wypadkach pomagali, usługiwali, i jak tam potrzebna była jakaś żywność albo co, to oni prędzej ją gdzieś wydobywali. Myśmy też ich grzecznie traktowali, ja im robiłam herbatę, i robiłam im kawę, i częstowałam ich, czym tam miałam, czym mogłam. A jak mieli swoje jedzenie, to im robiłam czy to herbatę, czy coś innego. Oni się tak plątali po okolicy, w tym domu ich nie było, ale skądś przychodzili, przyjeżdżali. Ja nie wiem, czy tu odwiedzali te swoje siedziby, czy co. Nie wiem, skąd byli, ja ich nie legitymowałam. Ale jak byli, to byli grzeczni. Najgorzej, jak wieczór już się zbliżał, to się bałam. I ja się bałam, i mąż się bał, i zasłaniałam okna na czarno. Bałam się, że Niemcy wpadną i nas tu zamordują. Bałam się, jak słowo honoru! To tak tylko nadsłuchiwalim, czy cisza. Noce to były takie prawie że nieprzespane. Noc przyszła, tak jak teraz, a człowiek tu jest w takim obcym domu, nie wiadomo, kto i co. I baliśmy się, trzęśliśmy się, to było straszne. Na początku tak było, przez dłuższy czas. Pomału człowiek przywykł do tego wszystkiego. I później słyszeliśmy, że Niemcy się wynieśli, Niemcy się wyprowadzili stąd, to i nam ulżyło. Ale jak tak, to myśmy się tutaj cały czas bali, ja nocami nie spałam! Jakie to były noce trudne, jakie to były ciężkie dni! Jakie były straszne! Czy jakiś szmerek, czy coś, to już na nogach. Myśmy się nie rozbierali spać w nocy, tylko w ubraniach, bo jak przyjdzie uciekać – jak? W nocnych koszulach? Kładliśmy się, nakrywaliśmy się czymkolwiek, a przeważnie siedzieliśmy i modliliśmy się, jak bardzo wtedy modliliśmy się! Ja byłam religijna, bo z rodziny bardzo religijnej jestem, ale wtedy to nocami mówiliśmy pacierze i litanie z mężem, i dzieciaczki małe były koło nas, albo jak dzieci spały, to myśmy sami się modlili, różaniec odmawialiśmy. Nie było z początku prądu, to nic my nie robili w młynie, tylko tyle, że porządkowali. A później, jak już przyszedł prąd, jak już podłączyli, to młyn ruszył. Jak młyn ruszył, to kto miał jakieś ziarno, co mógł, to wiózł, bo wiedział, że tu mu zrobią mąkę, czy mu zrobią przynajmniej taką śrutę, zawsze coś z tego będzie, jedzonko jakieś. A później nasza kochana Polska… Może by tak nie było, ale to Rosjanie rządzili, i oni później upaństwowili młyn, nie dali, żeby tu prywatnie mąż był, tylko państwo, wszystko państwo, i ten młyn został państwowy. Mąż pracował w młynie, ale tutaj znalazły się takie asy, że oni chcieli być tutaj asami w tym młynie. No i byli. Ale mąż był spokojny, grzeczny. Mieszkaliśmy tu, mąż pracował w młynie, i pomalutku, pomalutku, wziął ten młyn na własność. Ale musieliśmy państwu spłacać, i to wielkie pieniądze. Myśmy tego młyna nie dostali tak hop, tylko państwo naznaczyło nam taką i taką sumę pieniędzy, i myśmy wiele lat spłacali. Ja chowałam po tysiąc gęsi, bo mąż nie dałby rady sam z tego młyna spłacić. Po tysiąc gęsi, po tysiąc kaczek, po tysiąc indyków! Brałam pisklęta z koła takiego, sprowadzali tam skądeś te pisklęta, ja to hodowałam, bo chciałam mężowi pomóc, żeby ten dług spłacić, żeby jakoś wypłacić ten dom, a jeden i drugi dom zaraz wzięliśmy. I udało się. Figurkę postawiłam tu na rogu, za własne grosze, tę Matkę Boską, i tam jest napisane, tablica wisi: „Matko Najświętsza, błogosław nam na odzyskanej ziemi polskiej”. Bo prawdopodobnie to Polska była, tylko Niemcy, hapes gewejze, oni nam te ziemie podobno zabrali. Czy ja wiem, czy to prawda, jak to historia mówi? Nie czepiał się mnie nikt za to, i bardzo dużo ludzi szło, i chyba się modlili, bo stali tam długo, dużo ludzi pod tą figurką stało. Ja tak czasem z daleka obserwowałam, czy ktoś coś nie ukradnie, postawiłam zawsze flakon z kwiatami, jak i do dzisiaj stawiam, to nie widziałam, żeby kto dotknął się Bozi. Figurę kupiłam, nie wiem, czy to w Poznaniu, czy gdzieś, już tyle lat minęło… To było w jakimś zakładzie. Jak myśmy się tu już osiedlili, co tam było na tym miejscu? Nic nie było, taki stał kąt. I postawiliśmy figurę tam, bo tak gdzie – koło domu to krowy, świnie, psy chodzą. Wypatrzyliśmy takie miejsce, i państwo się zgodziło. Trzeba było o zgodę pytać, za zezwoleniem tylko, nie mogli my sami tak sobie postawić. To musiało z gminy pozwoleństwo mieć. Ale dali, bo powiedzieli my, co chcemy postawić, nie powiedzieli przecież, że postawimy dla psów jaką budę czy coś, tylko że tam chcemy postawić Matkę Boską, żeby nam błogosławiła nadal. I chyba mi ta Matka Boska błogosławiła: dzięki Bogu, wychowałam troje dzieci, i wszystkich mam szczęśliwych. |